Szukaj
Close this search box.

„Każdy dźwięk ma znaczenie” – wywiad z Kariną Komenderą

Udostępnij

Mamy ogromną przyjemność przedstawić Państwu Karinę Komenderę – utalentowaną pianistkę, wykładowczynię i wszechstronną artystkę, która swoją muzyczną podróż rozpoczęła już w wieku czterech lat. Jej droga od małej dziewczynki w Zespole Pieśni i Tańca „Beskid” do profesjonalnej pianistki to fascynująca historia pełna pasji, determinacji i miłości do muzyki. Dziś jest cenioną artystką, która z równą swobodą porusza się w świecie muzyki klasycznej, rozrywkowej, jak i w przestrzeni teatru muzycznego czy opery.

Karina łączy w sobie talent wykonawczy z głęboką wrażliwością artystyczną, co czyni ją wyjątkową współtwórczynią spektakli i koncertów. Jako pianistka i kierownik muzyczny współpracuje z wieloma artystami – od śpiewaków i aktorów po tancerzy i reżyserów. Jej podejście do muzyki, łączące klasyczne wykształcenie z otwartością na różne gatunki i style, sprawia, że każde jej artystyczne przedsięwzięcie staje się wyjątkowym wydarzeniem.

W tym szczerym i poruszającym wywiadzie Karina dzieli się z nami nie tylko swoimi doświadczeniami scenicznymi, ale też przemyśleniami na temat edukacji muzycznej, radzenia sobie z tremą czy balansowania między pasją a odpoczynkiem. To rozmowa, która przybliża nam świat profesjonalnego muzyka z jego wszystkimi odcieniami – od codziennych wyzwań po momenty artystycznego spełnienia.

Magdalena Stachura: Czy pamiętasz moment, w którym muzyka po raz pierwszy Cię zafascynowała? Co to było?

Karina Komendera: Moja przygoda z muzyką zaczęła się od tańca. Jako czterolatkę rodzice zapisali mnie do Zespołu Pieśni i Tańca „Beskid” – formacji z tradycjami na Podbeskidziu. Tam pierwszy raz miałam styczność z muzyką „na poważnie”. Wydawała mi się ona wtedy czymś niesamowitym, integrującym wielu wykonawców, spajającym wszystko w całość, chociaż wtedy nie umiałam tego oczywiście tak opisać. Melodie ludowe śpiewane przez starsze koleżanki wydawały mi się najpiękniejsze na świecie a uczestniczenie w próbach i występach zespołu było dla mnie – małej dziewczynki czymś bajkowym.

Magdalena Stachura: Zaczęłaś naukę gry na fortepianie w wieku 5 lat. Jak wspominasz te pierwsze lekcje i ćwiczenia?

Karina Komendera: Wspominam je bardzo dobrze, miałam szczęście do pierwszej nauczycielki gry na fortepianie, która była także pianistą „Beskidu” i znała mnie z lekcji tańca. To Ona zauważyła, że mam dobry słuch i przekonała Rodziców, żebym spróbowała również lekcji instrumentu. Ja lubiłam poznawać nowe rzeczy, więc chętnie zabrałam się do poznawania fortepianu. Wtedy nauka kojarzyła mi się tylko z zabawą i czymś ciekawym do robienia, nauczycielka była miła, interesująco przedstawiała mi zapis nutowy, kolejne utwory i początki techniki. Dodatkowo na lekcje odprowadzał mnie dziadek, więc były to najprzyjemniejsze momenty dnia. Słuchając teraz opowieści kolegów ze środowiska stwierdzam, że miałam ogromne szczęście do pierwszego pedagoga – Ona naprawdę zaszczepiła we mnie miłość do muzyki.

Magdalena Stachura: Czy rodzice musieli Cię zachęcać do ćwiczeń, czy sama chętnie siadałaś do instrumentu?

Karina Komendera: Hmm.. były lepsze i gorsze momenty. Te lepsze – kiedy byłam zaciekawiona nowym utworem, już chciałam „grać” i „wykonywać”, zamiast ćwiczyć – wtedy chętnie siadałam do instrumentu, bo już bardzo chciałam zagrać ten utwór. Niestety cierpiała na tym dokładność i potem trzeba było wszystko co złe odkręcać. Gorsze – to były te momenty kiedy już trzeba było przysiąść i poćwiczyć, czyli wykonać solidną pracę, poświęcić dużo czasu, takiego warsztatowego treningu. Te wspomnienia się zacierają, bo ćwiczyłam codziennie i pewnie jak każdy miałam raz więcej, raz mniej zapału i ochoty do pracy.

W końcu było wiele rzeczy, które chciałam poznać, które mnie interesowały, albo z których nie chciałam rezygnować, jak np. taniec i czasem nie szło to w parze ze żmudnym ćwiczeniem.  Bardzo szybko jednak wykształciłam systematyczność, poczucie obowiązku i odpowiedzialności do grania. Wtedy nie wiązałam jeszcze przyszłości z muzyką, ale jednocześnie traktowałam to jak poważne wyzwanie. Dlatego też pewnie moi rodzice wspominają, ze nie musieli mnie zachęcać do codziennego ćwiczenia.

Magdalena Stachura: Jakie masz wspomnienia ze szkoły muzycznej I i II stopnia? Czy był jakiś nauczyciel, który szczególnie wpłynął na Twój rozwój muzyczny?

Karina Komendera: Miałam dwóch zupełnie różnych nauczycieli w pierwszym i drugim stopniu szkoły muzycznej. W szkole pierwszego stopnia uczyła mnie wspaniała nauczycielka, pedagog – przyjaciel, ciepła, ale i wymagająca Osoba, która kiedy trzeba było – wyciskała ze mnie cały możliwy potencjał, ale kiedy potrzebowałam wsparcia – również była dla mnie. Do dziś mamy kontakt i przyjaźnimy się i zawsze służy mi radą. Każde trudne przygotowania do konkursu, koncertu czy egzaminu kończyła słowami „.. i po prostu baw się dobrze, ciesz się z grania”. Po występie zawsze była dumna, niezależnie od efektu, mówiła „dobra robota, dałaś radę”. Dzisiaj słyszy je dzięki Niej każdy mój student, a i sama staram się nie zapominać, żeby powiedzieć tak do siebie, nawet dla samej zasady. Do momentu zakończenia szkoły pierwszego stopnia myślałam, że na tym polega poznawanie muzyki i ze już do dyplomu szkoły średniej będę uczyć się u swojej nauczycielki.

Wszystko się zmieniło, gdy w drugim stopniu przejął mnie inny pedagog, ówczesny kierownik sekcji i postrach wszystkich pianistów. Przez kolejne 6 lat poznałam czym jest presja, rywalizacja, skrajne zmęczenie, spełnianie oczekiwań, poczucie bycia wciąż nie dość dobrym i gdzieś zgubiłam czystą przyjemność z gry na fortepianie. Nauczyciel nie aprobował moich zainteresowań grą na drugim instrumencie – saksofonie, grania i śpiewania muzyki gospel, jazzowego jam’owania w klubach, kameralnego muzykowania i  wszystkiego, co było muzyką, ale nie było ćwiczeniem na fortepianie.

Dzisiaj myślę jednak, że mój „bunt” przeciwko Jego poglądom, ustanowił mnie jako młodego muzyka, nauczył początków artystycznego zaufania sobie. Wiem też, że wierzył w mój talent i chciał wydobyć ze mnie wszystko co pianistycznie najlepsze, efekty metod były różne – głównie mentalnie, ale niezaprzeczalnie rozwinął mój warsztat pianistyczny, nauczył słuchać, wymagać od siebie, poszerzać horyzonty muzyczne. Przyznaję też, że gdyby nie On, nie poradziłabym sobie na studiach muzycznych, zahartował mnie i jestem Mu za to bardzo wdzięczna. Jego słowa, które zapadły we mnie najbardziej „Karina, trzeba wiedzieć” tzn. mieć świadomość, znać utwór, kompozytora. I po każdym występie „dużo dobrych rzeczy… ale”. Zaczynał od tego co dobre, zawsze, nawet jak było tego niewiele, a po „ale” następowała lawina spraw niedopuszczalnych lub do poprawy.

Magdalena Stachura: Opowiedz mi o swoich pierwszych występach. Jak sobie radziłaś z tremą?

Karina Komendera: Na samym początku w ogóle jej nie odczuwałam, jako mała dziewczynka czułam tylko przyjemność i radość z grania. Szybko jednak poczułam, że opinia innych jest ważna, że mnie oceniają, że nauczyciel czegoś oczekuje i niestety przestałam lubić występy publiczne, nie lubiłam nawet grać dla rodziny, lubiłam grać dla siebie i grać po prostu, bez oceny i widowni. Szczerze mówiąc jeszcze bardzo długo występy publiczne kojarzyły mi się jedynie ze stresem, z którym nie wiedziałam jak sobie poradzić.

Magdalena Stachura: Pamiętasz moment, w którym zdecydowałaś, że chcesz zostać profesjonalną pianistką?

Karina Komendera: To chyba wyszło jakoś płynnie i naturalnie, nie pamiętam tego momentu, ale już bardzo świadomie zdawałam do szkoły drugiego stopnia i po prostu chciałam grać, chociaż nadal twierdzę, ze jeszcze długo nie zdawałam sobie sprawy z czym wiąże się ten zawód

Magdalena Stachura: Jak wyglądały Twoje studia na Uniwersytecie Muzycznym im. Fryderyka Chopina? Co było dla Ciebie największym wyzwaniem?

Karina Komendera: Studia wspominam jako wielki przełom w życiu, głównie prywatnym. Jako 19latka wyprowadziłam się z domu rodzinnego i opuściłam szkołę, do której chodziłam 12 lat, poszłam na własne utrzymanie, więc wiązało się to z wieloma wyzwaniami osobistymi, ekonomicznymi. Do tego zmieniłam kolejny raz pedagoga i największym wyzwaniem, związanym ze studiami, była praca z Nim. Bardzo wymagająca, trudna, ale i wartościowa, dająca ogromny rozwój. Przeżyłam chyba wszelkie możliwe sytuacje związane z treningiem pianistycznym, pod kierunkiem swojego profesora. Wtedy było ciężko, teraz myślę, że On po prostu nauczył mnie grać, ukształtował w dużej mierze moje podejście do instrumentu, nastawienie.

Wiele osób opuściło naszą klasę fortepianu, nie wytrzymało napięcia, intensywności pracy, nie spełniało wymagań profesora. Z perspektywy czasu sama nie wiem, co konkretnie sprawiło, że ja akurat wytrwałam. Profesor zawsze powtarzał „pianistyka to męski zawód” mając pewni na myśli okiełznanie emocji, kontrolę, bezgraniczne poświęcenie i dyscyplinę.. Jednocześnie pokazał mi wiele możliwości, poszerzył kontekst, dał narzędzia dzięki którym mogłam się rozwijać wtedy i mogę nadal. Spełnił każdą obietnicę daną mnie i moim rodzicom, kiedy zdawałam na pierwszy rok UMFC, przygotował do pracy i życia w zawodzie. Studia wspominam wspaniale pod względem wspólnego muzykowania, rozwijania się w graniu kameralnym, pracy w orkiestrze symfonicznej Filharmonii Podlaskiej i oczywiście każdym towarzyskim aspekcie. Każdy gorszy i lepszy moment studiów doprowadził mnie do miejsca w którym jestem teraz, tylko mogę to obiektywnie ocenić dopiero po latach.

Magdalena Stachura: Brałaś udział w wielu konkursach i kursach mistrzowskich. Które z tych doświadczeń uważasz za najbardziej wartościowe dla swojego rozwoju?

Karina Komendera: Myślę, że kursy muzyczne uczą i dają więcej niż konkursy. Widzę wartość w zdrowej rywalizacji, zmierzeniu się z przygotowaniem programu i podjęciem wyzwania konkursowego, ale dużo bardziej cenię kontakt z ludźmi z podobnymi zainteresowaniami, podczas kursów czy warsztatów mistrzowskich. w atmosferze relacji mistrz – uczeń, w pięknych miejscach, w inspirującym towarzystwie. Uwielbiałam czas warsztatów muzycznych w Warszawie, Rycerce Górnej, Nowym Sączu. Najwięcej dały mi wyjazdy zagraniczne, zupełnie zmieniły perspektywę. Miesiące spędzone na kursach mistrzowskich i koncertach w USA czy Norwegii dały mi zupełnie inny kontekst w pianistyce.

Kontakt z pedagogami z Julliard School of Art z Nowego Jorku, Royal Academy of Music w Londynie, czy artystami wykładającymi w Oslo, Singapurze, czy Toronto pokazały mi jak wygląda mój pianistyczny rozwój i świadomość muzyczna w kontekście studentów na świecie. Do dzisiaj wymieniam doświadczenia z przyjaciółmi z Brazylii, Japonii, czy Holandii. Znajomość z muzykami z różnych stron świata uważam za najcenniejsze doświadczenie, nauczyli mnie, żeby codziennie być lepszym od siebie wczoraj, nie od kolegi z roku, od kolegi z innej uczelni w kraju, w Europie, czy w pracy. Na kursach znowu najważniejsza była przyjemność z grania, doskonalenie się, wsparcie kursantów, zrozumienie intencji kompozytora, poszukiwanie prawdy w muzyce, rozmowy o sztuce, i przede wszystkim – wyrażanie swojego przekazu poprzez dźwięki.

Magdalena Stachura: Co czujesz, gdy siadasz do fortepianu i zaczynasz grać?

Karina Komendera: Trudne pytanie. Chyba każdą dostępną w tym momencie emocję. Grunt to się przy niej zatrzymać, nie ignorować jej i pozwolić „przepłynąć”, może nawet ją „wygrać” na instrumencie. Dążę do tego, żeby czuć wolność wypowiedzi muzycznej, swobodę i przyjemność, żeby w najbardziej stresujących, czy odpowiedzianych momentach, nie zapominać dlaczego to robię – bo przede wszystkim i ponad wszystko, z czym wiąże się ten zawód, ja po prostu bardzo lubię grać na fortepianie.

Czasami odczuwam podczas grania nawet coś w rodzaju zaszczytu albo spełnienia marzenia, że w ogóle potrafię to zrobić i że jest to coś, o czym kiedyś marzyłam. Myślę, że wielu muzyków zapomina o tym w ferworze pracy i działalności artystycznej. Oczywistym jest, że często czuję zmęczenie, frustrację, strach, ale jeśli wciąż przeważa radość z tego, że mogę to robić – wszystko jest na swoim miejscu.

Magdalena Stachura: Jakie są dla Ciebie największe plusy bycia zawodową pianistką? A jakie minusy?

Karina Komendera: Największym plusem z bycia zawodową pianistką są możliwości, jakie daje granie akurat na tym instrumencie. Najbardziej cenię pracę z ludźmi, wszechstronność tego zawodu i możliwość ciągłego rozwoju. Jest wciąż wiele obszarów pianistyki, które chciałabym odkryć lub doskonalić. Uwielbiam wszelkie formy gry kameralnej – zespołowej, pracy z aktorami, śpiewakami, reżyserami, tancerzami. Mam przywilej pracy z każdą grupą wykonawczą dzieła scenicznego, od pierwszego zetknięcia z partyturą, po ostatni spektakl. Uważam to za coś bardzo wyjątkowego. Czuję, że moja praca ma sens, bo jestem jak mały trybik, który niby niewidoczny, ale jak go wyjąć – to wszystko się wali.

Jako pianistka mogę wykonywać każdy rodzaj muzyki sama albo z towarzyszami. Poradzę sobie wykonawczo samodzielnie, ale wcale nie muszę tego robić to daje wolność wyboru i siłę, różnorodność, ciągłe zaciekawienie, poczucie nieskończoności poznawania. Widzę wiele plusów. Natomiast ważnym minusem jest czasem pierwszy wymieniony przez mnie plus – duże zapotrzebowanie na pracę pianistów, jej niedocenianie, nienależyte wycenianie, związane zwykle z szeroko pojętym, powielanym od poziomu szkoły podstawowej „błędem systemu”, gdzie każdy pianista niegrający zawodowo solowo, staje się przysłowiowym „akompaniatorem”, rozumianym nie jako równoprawny wykonawca, a ktoś poniżej solisty czy grupy wykonawczej na scenie.

Oczywiście ogromna część pracy zawodowej pianistów to właśnie towarzyszenie innym artystom na scenie. Ja bardzo ją lubię i cenię, uważam, że dobre jej wykonywanie, wymaga odpowiednich umiejętności, predyspozycji, pokory i doświadczenia. Walka z owym błędem systemu, krzywdą ekonomiczną, nieświadomością organizatorów wydarzeń artystycznych i często samych artystów jest w tej chwili największą wadą, jaką dostrzegam. Niemniej – nadal uważam, że jest to wspaniały, warty zachodu i poświęcenia zawód, z którego jestem dumna.

Magdalena Stachura: Jak radzisz sobie z tremą przed ważnymi występami?

Karina Komendera: Oddycham. Staram się być zawsze dobrze przygotowana, dobrze skoncentrowana przed wyjściem na scenę, skupiona na zadaniu i przede wszystkim na przyjemności wykonania, niezależnie od rodzaju występu czy prezentowanego programu. Staram się żeby to była moja ostatnia myśl przed rozpoczęciem grania – „graj z przyjemnością”.

Magdalena Stachura: Co byś poradziła rodzicom, których dzieci zaczynają przygodę z muzyką?

Karina Komendera: Radziłabym, żeby podążali za dzieckiem i jego potrzebami. Nie każde dziecko będzie traktować muzykę bardzo poważnie, co nie znaczy, że jeśli zrezygnuje z niej na którymś z etapów edukacji, muzyka nie przyda mu się w życiu. Chociażby do regulacji emocji, dla wsparcia, dla uwrażliwienia, dla przyjemności po prostu. Na każdym etapie „wtajemniczenia” po prostu warto tą przygodę kontynuować, niekoniecznie zawodowo.

Magdalena Stachura: Jak według Ciebie najlepiej motywować dziecko do regularnych ćwiczeń na instrumencie?

Karina Komendera: Obecnie pracuję tylko ze studentami, czyli z osobami dorosłymi, ale nawet w pracy z nimi zauważam lepsze efekty w metodach skupiających się na docenianiu w większym stopniu, niż krytykowaniu. Od studentów wymaga się już świadomości i odpowiedzialności za siebie, swoje nastawienie i regularność ćwiczenia. Myślę, że zachęcające dla dzieci może być pokazywanie ćwiczenia jako dobrej, może czasem wspólnej, zabawy. Poszerzanie świadomości do tego, że żeby ładnie zagrać utwór trzeba też doświadczać.

Czasem lepiej wyjść na spacer niż siedzieć kolejną godzinę przy instrumencie. Moi pedagodzy w mniejszym stopniu skupiali się na tym aspekcie. Preferowali raczej rozliczanie z czasu spędzonego na pracy przy fortepianie. Oczywiście, warsztat jest niezbędny i nie da się uniknąć systematycznej pracy i ćwiczeń, w zależności od indywidualnych potrzeb instrumentalisty, ale nie jest to jedyny czynnik wpływający na jakość późniejszych wykonań.

Chodzi o to żeby wspólnie pielęgnować entuzjazm do muzyki, do instrumentu, do grania. Jeśli dziecko go straci, trudniej będzie mu wytrwać w ćwiczeniach i później w zawodowym życiu.

Magdalena Stachura: Czy uważasz, że każde dziecko powinno uczyć się gry na instrumencie? Dlaczego?

Karina Komendera: Myślę, że każde powinno mieć szansę zetknięcia się z umuzykalnieniem, z doświadczaniem muzyki od najwcześniejszych momentów życia. Czy koniecznie w grze na instrumencie? myślę, że to nie jedyna droga. Najbliżej zawsze jest do śpiewu, do instrumentu, który każdy posiada w sobie. Może od tego warto zacząć, pokazując jednocześnie lub później kolejne możliwości. Gra na instrumencie na pewno uczy wrażliwości, dyscypliny, pokory, systematyczności, unoszenia codziennych sukcesów i porażek – to są cenne doświadczenia, które procentują niezależnie od obranej drogi zawodowej.

Magdalena Stachura: Jaką rolę w Twoim życiu odgrywa muzyka klasyczna?

Karina Komendera: Bardzo ważną, mam poczucie, że od niej wszystko się zaczęło. Jest moją bazą i fundamentem, od którego zależy każdy mój kolejny krok zawodowy. Teraz jeszcze bardziej doceniam doceniam w swojej pracy wykształcenie klasyczne. Każdy gatunek którego słucham lub wykonuję niejako wywodzi się z klasyki lub jest nią inspirowany. Jestem fanką łączenia gatunków muzyki klasycznej ze współczesnymi czy rozrywkowymi, fuzji stylistycznych, czy uklasyczniania wersji rozrywkowych.

Myślę, że to przybliża muzykę klasyczną odbiorcom, którzy ją omijają i sprawia, że nie jest utożsamiana z muzyką „sztywną”. Uwielbiam emocje jakie niesie ze sobą muzyka J.S.Bacha, A. Skriabina czy S. Rachmaninowa. Tego nie da się porównać do niczego innego.

Magdalena Stachura: Jak przygotowujesz się do koncertów, spektakli, oper, musicali? Czy po latach pracy muzyka masz przy każdym występie dreszczyk emocji?

Karina Komendera: Tak, raczej mam. Przezywam emocjonalnie większość występów, staram się w tym tylko nie zatracać. Jedne wydarzenia kosztują mnie więcej energii i emocji, inne trochę mniej. Mam poczucie odpowiedzialności za wspólne wykonanie, za swoją partię w tym wykonaniu i za komfort współwykonawców. W przypadku spektakli przeżywam każdą partię wokalną, wykonywaną na scenie, niezależnie od mojego osobistego udziału w konkretnym wykonaniu. Jest to związane z tym, że będąc pianistką i współrealizatorem spektaklu jestem blisko wszystkich współwykonawców, na każdym etapie przygotowań do publicznego wykonania.

Wiem ile czasu zajęło nam opanowanie najmniejszego elementu, jaką każdy przeszedł drogę, ile zostawił potu, łez i zaangażowania i ile go kosztowało np. zaśpiewanie teraz w taki sposób tej konkretnej frazy, czy dźwięku. Często, kiedy gram swoją partię w orkiestronie, przeżywam każde słowo i dźwięk, bo wiem najlepiej jak ogromna kryje się za nim praca. Kiedy nuży mnie wykonywanie dziesiątek tych samych tytułów pod rząd lub latami powracanie do tego spektaklu, pomaga mi myślenie, że może oto ktoś pierwszy raz przyszedł na to wydarzenie i to, że ja je gram 153 raz nie daje mi prawa do starania mniejszego, niż za pierwszym razem.

Magdalena Stachura: Czy masz jakieś rytuały przed wyjściem na scenę?

Karina Komendera: Oddycham. Rozgrywam się zawsze. I sprawdzam kilka razy czy mam wszystko, co jest mi potrzebne na stanowisku przy fortepianie. Jeśli odpowiadam za wydarzenie jako kierownik muzyczny, upewniam się jeszcze sama, czy wszyscy współwykonawcy są gotowi i czy mają komfort. To sprawia, że i ja czuje się bezpiecznie.

Magdalena Stachura: Jak dbasz o formę jako pianistka? Ile godzin dziennie poświęcasz na ćwiczenia?

Karina Komendera: Staram się ćwiczyć ekonomicznie, ponieważ w czynnym zawodzie pianistki mam na co dzień bardzo dużo grania, za to ćwiczenia – niewiele. Regularna praca zawodowa daje mi w szczytowych momentach do 10 godzin grania/trenowania dziennie, oczywiście nie zawsze, ale często i w moim odczuciu nie jest to ćwiczenie. Wykonywanie koncertów czy spektakli także nie.

Ćwiczę partie w zespołach, ćwiczę ze studentami, ćwiczę z obsadami spektakli, po prostu gram, ale jeśli skupić by się na moim własnym warsztacie, czyli pracy nad tym, nad czym ja chcę popracować dla siebie, nad rozwiązywaniem swoich problemów i opanowywaniem materiałów – to jest to kilka godzin tygodniowo, w zależności od sytuacji i potrzeb mniej lub więcej. Bardzo długo bagatelizowałam dbanie o zdrowie fizyczne, co skończyło się kontuzjami i żmudnym leczeniem. Teraz staram się regularnie trenować, korzystać z masaży i zabiegów rehabilitacji, żeby być w jak najlepszej formie fizycznej.

W miejscu, w którym jestem teraz uważam, że zdrowie psychiczne, praca nad swoją własną głową ma nadrzędne znaczenie. Zawodowa praca muzyka jest trochę jak praca sportowca, nie bez powodu ci drudzy mają zawsze zapewnioną opiekę psychologiczną. W edukacji artystycznej za małą wagę przywiązuje się do przekazywania wiedzy, dotyczącej psychicznego radzenia sobie w środowisku artystycznym, do zawiłości, związanych z pracą wśród wysoko wrażliwych i skomplikowanych osobowości.

Dbanie o dobrą formę psychiczną i fizyczną wydaje mi się najważniejsze przede wszystkim dla mnie, ale także dla dobra wszystkich współpracowników, partnerów scenicznych i podopiecznych. Dbanie o balans pomiędzy pasją i odpoczynkiem, o swój dobrostan i spokój ducha. Wciąż się tego uczę.

Magdalena Stachura: Jakie masz plany na przyszłość związane z muzyką? Czy jest coś, co chciałabyś jeszcze osiągnąć?

Karina Komendera: Chciałabym wciąż kochać to co robię, nie stracić zdrowia, sił i entuzjazmu. Odkrywać, poznawać i doświadczać muzyki i wszystkiego dobrego, co się z nią łączy. Mam marzenia związane z wystawieniem wielu pięknych cykli wokalnych, dzieł scenicznych i alternatywnych projektów muzycznych. Mam nadzieję, że wszystko, co już jest zaplanowane się spełni. Wierzę, że mam ogromne wsparcie z Góry i że wszystko, nawet jeśli nie po mojej myśli, dzieje się dla mojego dobra, wobec czego – z ciekawością patrzę w przyszłość.

PŁYTY:

Ostatnio wydane płyty „Tides and Times” nieznane oblicza musicalu kameralnie z Maćkiem Pawlakiem, wybitnym aktorem i wokalistą musicalowym i „Virtuoso double bass” z kontrabasistą Kamilem Łomasko, gdzie wykonujemy wspaniałe dzieła kontrabasowej muzyki kameralnej „Tides and times” jest naszą dumą, nigdy nie sądziłam, że świat muzyki teatralnej rozrywkowej i klasycznej się przeniknie i ze moje wcześniejsze wybory uznam za (jednak) dobre i potrzebne, ze jednak da się to wszystko połączyć. Ze wszystko ma sens, konsekwencje, dopełnienie i unikatową wartość. Bo czy ktoś mógłby przypuszczać, że zagram i poprowadzę jako kierownik muzyczny musical „Preludia” z muzyką Dave’a Malloya i jeden-do-jeden Sergiusza Rachmaninowa. I to właśnie ja będę tą osobą, która będzie w stanie wykonać to zadanie artystyczne? Wszystko, co musicalowe, kameralne i nieznane, znajduje się na tej płycie.

Poznajmy się!

Cześć, jestem Magda i jestem bardzo podekscytowana, że mogę się z Wami dzielić naszą pasją do muzyki i rodzicielstwa. Na co dzień pracuję jako flecistka w Operze, a razem z moim mężem Mateuszem, który jest śpiewakiem operowym, wychowujemy dwóch wspaniałych synów – 4-letniego Olka i 8-letniego Jaśka, którzy podobnie jak my uwielbiają muzykę.

Zapraszamy do śledzenia naszej strony, komentowania, zadawania pytań i dzielenia się swoimi doświadczeniami. Chętnie poznamy Wasze historie i pomysły na to, jak wprowadzić muzykę do życia Waszych dzieci.

Najlepiej śledzić nasz Instagram! Tam dzieje się najwięcej! 📸
Szukaj na blogu
Najczęściej czytane:
Scroll to Top